literature

Czarna z Czarna

Deviation Actions

SPIDIvonMARDER's avatar
Published:
680 Views

Literature Text

„Poszukuję opiekunki do 8 letniej dziewczynki, Martynki. Dobra płaca, jednorazowa praca, limit wzrostu 160 cm. 100 zł Telefon...".
Mothja trzy razy czytała to ogłoszenie, aż upewniła się, że ten „limit" widnieje tam naprawdę, a to nie jest kolejny odchył wywołany jej kompleksem. O co chodzi? Czy to jakaś banda pedofili?
Z drugiej strony... płacą 100 zł, więc chyba to nie istotne kto i co jak po co i kiedy.
A co tam! Jest twarda!
Zadzwoniła i umówiła się na następną sobotę. Wtedy wszystko się wyjaśni...
*
Przed wyjściem, a po kąpieli usiadła naga na łóżku i zastanowiła się „co ubrać?". Na pewno nie gotycko, gdyż kto wie jakie poglądy mają jej rodzice. Jeszcze by ją wygonili za drzwi i pokropili wodą święconą. Z drugiej strony nie miała żadnych bluzek czy spodni. Wybrała zatem najprostszą suknię z jak najmniejszą ilością koronek. Żadnych gorsetów, zwykła bielizna. Jako element dekoracyjny prosty naszyjnik z czarnych paciorków.
Kiedy już to wszystko założyła, pozostała kwestia obuwia. Do wyboru były japonki i glany. Glany... ryzyko, że ją spalą na stosie. Japonki... jak dresiara? Miałaby iść do ludzi w klapkach? To może od razu w kostiumie kąpielowym?
Patrzyła na obie pary długo i bezsensu, nie mogąc podjąć decyzji.
Zaraz zaraz... co Spidi radził w takich wypadkach?
Rzut monetą.
Wzięła jedną i ustaliła: orzeł japonki, reszka glany.
Rzut.
-Fuck!
Przecież nie pójdzie w klapkach!
Już chciała rzucić jeszcze raz, ale zawahała się. Spidi mówił, że sposób będzie do niczego, jeśli nie zaakceptuje pierwszego wyniku!
-KURWA! Nie jestem Spidim!
Chwyciła glany i rajstopy.
*
Domem okazało się zwykłe mieszkanie w zwykłym bloku na zwykłej dzielnicy. Zadzwoniła do drzwi i poczekała. Serce tłukło jej się w piersi... w końcu czarna suknia do ziemi już sama w sobie jest zboczeniem dla wielu ludzi. Zgrzytnął zamek i drzwi się otworzyły.
Stał za nimi wysoki facet, o raczej nie rzucającym się jakoś szczególnie w oczy wyglądzie. Spojrzał na nią krzywo, ale po chwili zmienił zdanie i uśmiechnął się szeroko:
-Widzę, że pani wzrost jest akurat taki jakiego potrzebujemy. Zapraszamy! – usunął się, a Mothja wpłynęła do środka. Mieszkanie było... jakby to określić... Gdyby ktoś chciał stworzyć miejsce zupełnie nie zapadające w pamięć, zwykłe i raczej nudne, to tutaj okazałby najwyższy kunszt. Idealne miejsce na przesłuchiwanie jeńców albo chowanie tajnych dokumentów. Nikt go nie zapamięta... przynajmniej tak powiedziałby Spidi.
-Ja już muszę wyjść, żona czeka na mnie. Wrócimy nad ranem, jakby co mała wszystko wie, każdy telefon i tak dalej. Chciałaby pani coś powiedzieć, zapytać?
-Nie, raczej nie, skoro mała wie wszystko...
-Właśnie. No to do widzenia. Jest... szósta, czyli jakieś dwanaście godzin będzie. Do widzenia.
Drzwi zatrzasnęły się, a Mothja została w przedpokoju sama.
Rozejrzała się i wybrała te drzwi, na których ktoś przypiął różową wstążeczkę i plakat z Witchem.
-Pink śliczna dziewczynka. Suuuuuuper! – mruknęła cicho i zapukała. Nie otrzymała żadnej odpowiedzi, ale i tak weszła.
Jak tylko zobaczyła pokój, coś ją zgięło i o mało nie zmusiło do zwrócenia obiadu.
Wszystko, dosłownie wszystko było różowe! Zasłony, dywan, pościel niedużego łóżka, plakaty z Barbie na ścianach... pudła na zabawki, a nawet porozrzucane wszędzie ubranka. Maleńkie bluzeczki, sukieneczki i buciki. Mothja stała oniemiała i bezradna, podczas gdy jej żołądek wywracał się na drugą stronę.
Nagle jej wzrok padł na coś czarnego. Oddech się wyrównał, wróciła homeostaza. Nogi przestały się uginać i mogła stanąć stabilniej, by dokładniej obejrzeć to coś czarnego.
To stała sobie maleńka dziewczynka, ubrana w długą do ziemi czarną sukienkę. Miała miedziano szatynowe włosy do połowy ramion, wysokie czoło i bardzo nieszczęśliwe spojrzenie. Tym spojrzeniem omiotła postać Mothji i nagle, jak za dotknięciem różdżki, smutek ustąpił miejsca zdziwieniu. Otworzyła usta zaskoczona i znieruchomiała.
-Eee... cześć – powiedziała nieśmiało Mothja.
-Cześć – dziewczynka miała dość dorosły już głos i niski – ty istniejesz naprawdę?
-Mnie wydaje się, że tak. Ale ty też wyglądasz dziwnie w tym otoczeniu...
-Och... to takie głupio. To moi rodzice, to ich wina. Nie lubią czarnego i chcieliby bym była jak inne dziewczynki... – w kącikach jej oczu pojawiły się łzy. Mothja tknięta nagłym i zagadkowym impulsem podeszła i nieśmiało położyła jej rękę na ramieniu. Widząc, że dziecko nie protestuje, przytuliła je do piersi.
-Opowiedz mi wszystko, będzie ci lepiej.
-Dobrze... – chlipnęła – tu jest fotel... usiądź.
Mothja posłusznie usiadła na wskazanym (różowym) foteliku. Był tak mały, że musiała się w niego wbijać pomimo swych filigranowych rozmiarów, a mebel cicho zajęczał pod jej ciężarem. Dziewczynka bosą stopą wspięła się jej na kolana i usiadła na nich, a fotel zajęczał jeszcze głośniej.
-A więc... – zaczęła Martynka – rodzice mnie nie rozumieją. Nie chcą. Chcą bym była różową wesołą dziewczynką jak moje koleżanki ze szkoły. Ale one są głupie – machnęła ręką – nie da się z nimi rozmawiać, tylko ciągle gadają o ciuchach i tym co im mamy kupują. Ja nie chce by mi mama coś kupowała, chcę by mi pozwalała bawić się w to co chcę! O!
-A ty co lubisz?
-Czarny kolor, sukienki i zwykłe zabawki... zwykłe lalki. Zwykłe klocki. Takie lubię. Mam jednego ukochanego misia, ale poza tym mama nie pozwala mi się bawić niczym, co nie jest różowe. Ale ja chcę! Nie lubię różowego koloru i chciałabym być taka czarna jak ty.
-Jak ja?
-Tak. Masz piękną suknię i rajstopy w motylki. Też takie chcę... szkoda że to nie ty jesteś moją mama lub chociaż siostrą. Jesteś taka fajna... i nawet słuchasz mnie teraz. Nikomu wcześniej nie mogłam tego powiedzieć, bo nie ma nikogo z kim mogłabym się bawić. Ach... chciałabym być taka dorosła i duża jak ty! Mogłabym sama o sobie decydować i nikt nie zabraniałby mi czarnych sukienek!
Mothja zastanowiła się co odpowiedzieć. Sama będąc nieduża wydawała się potwornie dorosła tej dziewczynce... która miała osiem lat? Osiem lat i tak dorośle mówiła? Może jest starsza tylko rodzice ją przymuszają do bycia młodszą? Ale ten wzrost... może jest karlicą?
Chyba faktycznie jej zaimponowała, skoro tak od razu, z marszu wyżaliła się i usiadła na kolanach. I jakże nieszczęśliwa... samotna i niezrozumiana.
-Jak ja... – szepnęła Mothja i dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że tę myśl wypowiedziała na głos.
-Ty też?
-Ja też zawsze byłam sama w tłumie nieciekawych i powtarzalnych ludzi. Dopiero niedawno poznałam kogoś... kto jest taki jak ja i chcę żyć właśnie dla niego. Ty też czekaj na niego. Jak go spotkasz, będziesz taka jak chcesz i co najważniejsze szczęśliwa.
-Tak chciałbym kogoś takiego spotkać! Ale to tyle lat jeszcze!
-Kto wie – Mothja mrugnęła do niej – może spotkasz go szybciej? Wszak nie musicie jutro się pobrać. Wystarczy, że będziecie się bawić w co chcecie.
-No ale gdzie go spotkam? W szkole? Nie... tam są same dziewczynki i chłopcy jak mówię – dziewczynka zsunęła się z kolan i stanęła na środku pokoju. Mothja też chciała wstać z niewygodne fotela, ale utknęła siedzeniem. W końcu udało jej się wydostać, lecz w meblu coś trzasnęło. Wolała nie sprawdzać co.
-Jak myślisz – spytała się Martynki – czemu rodzice wymagali w ogłoszeniu, bym była niska?
-Ach... to ich kolejny pomysł. Myślą, że skoro jestem taka mała, to biedna, delikatna i bezbronna. Nie chcą, bym widziała się z wysokimi osobami, bo bym się bała. Ale ja się nie boję wysokich! To nie ich wina że tacy są no i to wcale nie oznacza, że chcą mi zrobić krzywdę. Niskie osoby też bywają bardzo przykre.
-Chciałbym mieć twoje podejście – mruknęła Mothja na tyle cicho, by jej nie usłyszano.
Niedługo potem Martynka zrobiła się senna i zasnęła w swoim łóżeczku. Mothja czuwała przy niej rozmyślając nad różnicami i podobieństwami miedzy nimi. Co ciekawe, tych drugich było zdecydowanie więcej. Mothja widziała się jako doroślejszą i większą wersję tego samego człowieka. Sama w wieku dziecięcym czuła się zagubiona i niekochana, bo nikt nie akceptował jej inności. Dopiero potem poznała kilka dziewczyn, odkryła że istnieje pewna subkultura... że w ogóle istnieją subkultury.
Potem poznała Spidiego...
I jakoś się potoczyło.
Około szóstej, kiedy mieli wrócić rodzice, wpadła na pewien pomysł. Zdjęła naszyjnik i wsunęła delikatnie Martynce pod poduszkę. Pewnie już nigdy nie spotkają się, ale... warto zostawić jakąś miłą pamiątkę. Dodać odrobinę czerni do różowego świata.
Mothja, kompleks wzrostu i ucisk osobowości. A takze problemy dzieci i z dziećmi...
© 2010 - 2024 SPIDIvonMARDER
Comments35
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Shadow-Haunt's avatar
Za każdym razem gdy to czytam zastanawiam się co dalej. Te Twoje "miniaturki" o Mothji... :-)